niedziela, 6 lipca 2014

Z zupełnie innej beczki, czyli "afera taśmowa".

Hej,

Zmiany, zmiany, zmiany. Nie tutaj, ale u mnie. Na tyle duże, że brakuje czasu na kolejne publikacje. Co prawda już szykuję następną, ale zanim będzie ona gotowa to upłynie jeszcze trochę wody w Wiśle. Póki co proponuję inny temat, nie wiem czy już nie oklepany, ale za to na pewno aktualny. Czym ostatnio żyje Polska? Podsłuchami, czyli tzn. "aferą taśmową". Nie będę się specjalnie wdawał w analizę poszczególnych rozmów, powiem tylko coś sprzecznego z medialnym jazgotem oraz wszechobecnym utyskiwaniem na to jacy to straszni są nasi politycy. Po pierwsze nie widzę w tym nic nowego, że nasi politycy są straszni. Oczywistym jest dla mnie, że za naszymi plecami ktoś, coś, komuś załatwia, więc jakiegoś szczególnego zdziwienia to u mnie nie wywołuje. Nowością jest natomiast to, że tymi ktosiami może się od dziś zająć prokuratura. Czy coś znajdzie, czy nie to już inna bajka, ale zawsze jest to kolejny drobny krok ku temu, aby uczynić tych na górze nieco bardziej przyzwoitymi - jak nie po dobroci, to na siłę. I to jest plus całej tej afery.
Druga, bardzo ciekawa dla mnie sprawa (w sumie najciekawsza) to dialog naszego szefa NBP z ministrem MSWiA. O ile ten drugi powinien spalić się ze wstydu, że służby które są mu podległe działają tak kiepsko, że pozwoliły nagrać własnego szefa, o tyle Pana Belkę zawsze ceniłem sobie jako dobrego ekonomistę. Być może jedynego, oprócz Balcerowicza, który faktycznie miał jakiś pomysł na finanse państwa jako minister finansów. Być może gdyby wcielono w życie Plan Hausnera ładnych parę lat temu, to dzisiaj obecni ministrowie nie musieliby się tak trząść nad wielkością zadłużenia. Ale było, minęło, nieważne. Wróćmy do dnia dzisiejszego. Pomijając język, czy całą otoczkę towarzyszącą rozmowom naszych dwóch nagranych panów, to co tak właściwie wynika merytorycznie z ich gaworzenia? Dla mnie trzy rzeczy.

1. Belka chce dymisji Rostowskiego. Brzydko postępuje? Być może, ale z mojego osobistego punktu widzenia to bardzo dobrze. Proszę pokazać mi listę przedsiębiorców kochających ministra Rostowskiego. Rostowski był co prawda bardzo dobrym kreatywnym księgowym, który pomimo, że dług publiczny już dawno przekroczył wszystkie progi ostrożnościowe, potrafił tak ładnie rozlokowywać pieniążki na poszczególne konta księgowe, że w bilansie tego nie widać. Oczywiście nic to faktycznie nie daje, bo dług nadal jaki był, taki jest, ale na papierze wygląda to super, budżet państwa się domyka, a rząd nie musi podawać się do dymisji. Problem jednak w tym, że oprócz kreatywnej księgowości Rostowski nie dał Polsce żadnej sensownej reformy finansów publicznych, a przecież trochę czasu w tym rządzie jednak spędził. Gościa już jednak nie ma i bardzo dobrze. Jeżeli Belka się do tego przyczynił to tym lepiej.
2. Belka chce powołania na miejsce Rostowskiego, fachowca. To bardzo ważny fakt. Nie mówi, że na jego miejsce musi usiąść Krzysiu, Rysiu lub inny szwagier, a ktoś kto może faktycznie coś dla tego Państwa zdziała.
3. Obaj panowie podczas wymiany zdań martwią się, że PiS może dość do władzy, a wtedy zagraniczni inwestorzy zaczną wiać, co odbije się na finansach państwa. Ok, może forma załatwienia opozycji, poprzez wsparcie NBP, nie jest idealnym przykładem tego jak takie sprawy powinno się załatwiać, ale cel nadal jest właściwy. Oczywiście to tylko moje zdanie, ale gdyby PiS doszedł do władzy to może i prokuratura zaczęłaby lepiej działać i wszystkich ze wszystkiego by rozliczono, ale co z ekonomią? "Gospodarka głupcze" - zdaje się cisnąć na usta. Bez kasy nic nie zrobisz. Nie opłacisz policji, sądów, prokuratury. A ekonomistów PiS ma cieniutkich, jak tylna część ciała pewnego wijącego się gada.

Do czego zmierzam tym swoim gadaniem? Powiem tak - wiem, że w szkołach uczą jak ładnie wygląda demokracja, sejm i rząd, ale każdy kto choć trochę interesuje się polityką czy historią, wie jak faktycznie załatwia się tego typu sprawy. Polska nie jest odosobniona, a jedynie na tyle beznadziejnie chroniona przez własne służby, że pozwoliliśmy zrobić z siebie gadającą papugę na oczach całego świata (swoją drogą komu się to najbardziej opłaciło to inna sprawa i temat do osobnej dyskusji). Nie oburzałbym się aż tak bardzo, tylko podszedł do sprawy merytorycznie - kto powiedział coś niezgodnego z prawem, tego rozliczył, a kto tylko używał pozadyplomatycznego języka, to cóż... kupił mu najwyżej podręcznik savoir vivre.

Pozdro, dzięki i dosyć o pierdołach. Idę poprawiać opowiadanie.

F.